Wstaliśmy rano zwarci i gotowi. Razem z Nat zebrałyśmy uczniów i odpowiednie rzeczy do biwaku. Każdy oporządził swojego konia i ruszyliśmy. Każdy nie mógł się doczekać nocowania i to w gąszczu lasu. Jadąc na Rodrigo, gdy byliśmy przy drodze do lasu zobaczyliśmy szlak. Oczywiście ruszyliśmy nim. Lecz po 30 min zgubiliśmy się. Na szczęście na poboczu był domek panów Rodredów (sąsiedzi) (w pewnym sensie).
-o! któż to do nas przybył? czyżby to Stadnina Green Hills?-mówił pan Henryk Rodred siedząc na bujanym krześle z fajką.
-Dzień dobry panie Henryku! my tu z prośbą do pana!-mówiłam schodząc z Rodrigo i idąc z Nat w jego kierunku.
-a jaką to prośbe dziewczynki?
-chciałyśmy ..znaczy chcieliśmy się spytać czy zna pan drogę do obozowiska..
-obozowisko?tak to wzdłuż tych drzew i dotrzecie do małej polanki a potem pojawi się wam szlak-mówiąc to poprawił kapelusz jakby zbierał się do snu.
-dziękujemy panu!-każdy z uczniów podziękowach i ruszyliśmy galopem w strone polany.
C.D.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz