Bardzo
się cieszyłam z biwaku, ale jak to ja pakowałam się w ostatniej chwili i
nie brałam zbędnych rzeczy. Oczywiście w ostatniej chwili, bo ja mam
zawsze czas. Na szczęście nie opóźniłam wyjazdu. Na miejsce jechaliśmy
konno, wciąż dokładnie nie wiedząc gdzie rozbić obóz. Nie wiem ile tak
jeździliśmy ale po pewnym czasie Veronika oznajmiła że znaleźliśmy
miejsce. Była to mała polanka w środku lasu. Niedaleko znajdowało się
jezioro. Zeszłam z konia i w czasie gdy inni rozkładali namioty ja
wiązałam prowizoryczne ogrodzenie dla koni. Związałam parę drzew białą
taśmą, która jakimś cudem znalazła się w moim plecaku. Gdy skończyłam
poszłam pomóc Nickowi rozkładać namiot. Wszyscy ze sobą rozmawialiśmy,
śmialiśmy się i zwierzali z niespodzianek jakie zgotowało nam życie.
Wieczorem, przy wspólnym ognisku, chłopaki straszyli nas i opowiadali
straszne historie. My z dziewczynami postanowiłyśmy być trochę bardziej
sprytne i zaplanowaliśmy w nocy akcje z pastą do zębów. Gdy już wszyscy
byliśmy w namiotach, ja nie umiałam jak zwykle zasnąć. Siedziałam na
dworze i patrzyłam się w gwiazdy. Nagle usłyszałam szmer. Potem drugi i
następny. Myślałam że mi się zdaje, ale w pewnym momencie w ciemności
błysnęły lśniące oczyska. Powoli wycofałam się do namiotu gdy usłyszałam
niedźwiedzi pomruk. Szturchnęłam Nick'a.
-Wstawaj! - szepnęłam, niespokojnie patrząc jak niedźwiedź dojada po nas kolacje.
(Nick dokończ)
|
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz