A zapowiadał się normalny biwak… Ale cóż,
właściwie było śmiesznie. Z Dassionem jechaliśmy na końcu. Po pewnym
czasie dołączyła do nas Zuza z Mystery. Czas mijał bardzo szybko,
zagadaliśmy się trochę i nie zwracaliśmy za bardzo uwagi gdzie jedziemy,
konie po prostu szyły przed siebie. Zauważyliśmy że coś jest nie tak
kiedy przestaliśmy słyszeć głosy przed nami. Zatrzymaliśmy się i
dokładnie rozejrzeliśmy, oczywiście nikogo nie było. I co teraz ? Jechać
w przód i szukać wyjścia z tej drogi czy w tył i próbować znaleźć
poprzednią ? Najpierw pojechaliśmy do przodu, bo w sumie potem można się
zawrócić. Jechaliśmy tak może 10 minut aż zauważyliśmy spory, biały,
trochę zapuszczony dom. Przejechaliśmy na drugą jego stronę i rzucił mi
się w oczy sporawy napis : Home of rusty old man*. Dom spokojnej
starości… Zajrzałem do środka i zobaczyłem grupkę starszych ludzi
jedzących kleik i bigos. Niektórzy robili coś na drutach. Zaczęliśmy
śmiać się dosyć głośno i najwyraźniej nas usłyszeli bo ktoś wyszedł na
ganek i zaczął coś za nami krzyczeć ale już nie słyszeliśmy tego bo
pogalopowaliśmy w stronę powrotną. Na szczęście znaleźliśmy dobrą drogę i
dogoniliśmy resztę grupy. Potem było po prostu świetnie! Konie
odpoczywały na pastwisku, my siedzieliśmy przy ognisku graliśmy na
gitarze i oczywiście opowiadaliśmy sobie historie o duchach. Biwak pełną
gębą!
( * nazwa znaczy tyle co : Dom zardzewiałego starego pana. Bo o co
chodzi najlepiej wiedzą ci, którzy byli wieczorem na chacie ;D)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz